Cmentarz choleryczny

W Rabce i na Podhalu cholera po raz pierwszy pojawiła się w 1831 roku. Pochłonęła ona w Galicji 93 tysiące ofiar. W rabczańskiej księdze zgonów pierwsza śmierć spowodowana tą chorobą datowana jest na wrzesień 1831 roku.
Na Podhalu nie palono ciał ofiar zarazy, aby jednak uniknąć rozprzestrzeniania się choroby, nie grzebano zmarłych na cmentarzach parafialnych, lecz zakładano w tym celu cmentarze choleryczne. Po pierwszym ataku epidemii, powstał na granicy Rabki i Skomielnej, na wzgórzu Dzielce (644 m n.p.m.), cmentarz ofiar zarazy. Świadczy o tym kamienna płyta, na której odczytać można jeszcze napis:
Zwłokom ś.p. Anny Łopatwey i Zoffi córki zmarłem na cholerę w roku 1832. W zbiorowych mogiłach pochowano zmarłych z obu miejscowości.

Miejsce to oznaczone zostało drewnianym krzyżem, zaraz po powstaniu cmentarza. W ciągu kolejnych trzydziestu z górą lat uległ on zniszczeniu. Wówczas Jan Mierzwa, zakończywszy szczęśliwie służbę wojskową i powróciwszy do domu, sprawił nowy dębowy krzyż, który, 29 października 1867 roku, po odprawionej Mszy świętej w intencji zmarłych w czasie epidemii cholery, został procesyjnie przeniesiony z kościoła parafialnego na cmentarz choleryczny na Dzielcach. W latach trzydziestych XX wieku w kościele św. Sebastiana w Skomielnej Białej poświęcono kolejny drewniany krzyż, który został w uroczystej procesji przeniesiony na cmentarz choleryczny. W uroczystości tej wzięli udział proboszczowie i parafianie Skomielnej Białej i Rabki. Krzyż, choć już bardzo zniszczony, znajduje się tam do chwili obecnej.

Niestety epidemia cholery miała w XIX stuleciu powrócić jeszcze kilka razy, stąd cmentarz służył mieszkańcom przez prawie pół wieku. W tym też czasie wzniesiono przy drodze prowadzącej do cmentarza kapliczkę dziękczynną za ocalenie od choroby. Nawroty cholery przypadły na lata 1848, 1849, 1855 i 1873, jednakże największa tragedia miała miejsce w roku 1847.

Dr hab. Zdzisław Cyryl Olszewski (1914-1996), w swej pracy tak przedstawił obraz epidemii: Jak wszędzie, tak i na Podhalu w odległych czasach choroba była pojmowana jako dopust Boży, kara za grzechy, krzyż, przekleństwo szatana lub rzucony przez złego człowieka na człowieka urok. Przechodzące epidemie zwano „grasującym powietrzem”, morem albo pomorem. A głód często zaglądał w oczy ludziom tutejszym nawet w latach regionalnych tylko nieurodzajów i kataklizmów atmosferycznych. O jakiejkolwiek regulacji tych stosunków przez import żywności z innych części Polski nie było mowy. Odcięci od reszty świata połaciami trudnymi do przebycia górale byli skazani wyłącznie na własne siły - na ziemię, która z miarki zasadzonych w nią gruli, wyrzucała hojnie tylko kamienie i piargi. Dlatego należy przyjąć, że takie przyczyny jak: epidemie chorób ostro zakaźnych, głody, puchliny głodowe, zatrucia grzybami, niedostateczne i jednostronne odżywianie, przedwiośnie awitaminozy i przednówkowy niedostatek - sprzyjały szerzeniu się wszelkich chorób nadzwyczajnie.
Od pojęcia „grasujące powietrze” utrzymuje się pod koniec XVIII i w pierwszej połowie XIX wieku w Księgach Zgonów termin „grassans” lub „grassante”. Na podstawie ogólnych wniosków i porównań sądzę, że poza pojęciem „grassans” nie kryje się jedna jakaś specjalna choroba, ale zagęszczony symbol ospy prawdziwej, cholery, czerwonki, durów, błonicy itp. Góralskie określenie „zawałnice” to właśnie przede wszystkim błonica czyli dyfteria gdzie wciągnięty zostaje - niejako „zawalony”- aparat limfatyczny szyi i gardła.
Dla zilustrowania okropności takiej epidemii połączonej z głodem, sięgnę do pamiętnego roku 1847. Właściwie pamiętny rok ten być przestał. Dziwne to jest. Prawda, że człowiek potrafi wszystko zapomnieć - może na szczęście...Ale po przestudiowaniu ksiąg i wielu dokumentów nie mogę się jakoś pogodzić z tym, że o roku 1847 tak mało się np. W Rabce mówi, a jeszcze mniej wie.
Cmentarz na Dzielcach, skrawek lasku obok cmentarza przy ulicy Orkana, gdzie drzewa biegną tak prosto, zna każdy i te miejsca zwiedzającemu wskaże jako ostań wiecznego spoczynku ludzi zmarłych na cholerę, która szalała na Podhalu w latach: 1831, 1855 i 1873.
W roku 1847 „DZIAD NA CHMURY I PACIERZE DZWONIĄCY” (kościelny, określenie z oryginalnego dokumentu) bił w samej tylko Rabce 266 razy na 266 pogrzebów. Liczba ta stanowiła dla ówczesnej wsi około 50 proc. Jej mieszkańców. A ponieważ podobne stosunki cyfrowe zgonów w tymże roku znajdziemy dla wsi: Słone, Zaryte, Ponice, Rdzawka, Chabówka, Skawa, Skomielna Biała itd. Znaczy to, że całe Podhale stanęła w obliczy strasznego pomoru...
Ludzie ginęli nagle. To było dla pomoru charakterystyczne: w kościele, w domu, po polach, nad rzekami, w lasach – we dnie i w nocy. Pośród określeń chorób i przyczyny śmierci w Księgach Kościelnych czytamy:
„fames” (głód), „egestas” (nędza), „dissenteria” (czerwonka), „tykus” (dur-plamisty, brzuszny?).
Pomór zaczyna się na przedwiośniu i trwa przez cały rok. Głód był taki, że skamieniało serce sąsiada i wyschła łza współczucia. Do resztek posiadanej jeszcze mąki dosypywano proszek z kor rozmaitych drzew. Zgniłe kartofle wygrzebywano z zeszłorocznych ziemniaczysk, spośród płatków kwietniowego śniegu, a w uboczach leśnych ślimacze, czarne i zgniłe grzyby...
Drzwi domów zamknięte na głucho. Wczesnym rankiem zbiorą odważni pomdlałych i umarłych po polach i zagrodach. Czasem podejdzie do konającego ksiądz Tomasz Wieniawa Zubrzycki – proboszcz i dziedzic dóbr Rabki, który w tych latach ciemnoty, zaniedbania i chłopskiej niedoli okazał się szlachetną postacią.
Samotni nędzarze – komornicy, którzy nic do stracenia nie mieli, chwytają worek podróżny na plecy, kij w garść i uciekają przed siebie... Przed głodem, nędzą i „grasującym powietrzem”.
Iluż z nich uszło, ocalało przed pomorem?
„Dziewczyna, ok. 20 lat licząca, znaleziona martwa na roli Tamalów, przy publicznej drodze”. „Ok. 20 liczący chłopiec zmarznięty, znaleziony pod krzyżem, gdzie żebrał”. „Głód zmarł w Rabce”. „Nikomu nie znana kobieta, mówiła, że jest z Tęczyna, głód umarła na zagrodzie Rakowska”. „Prawdopodobnie głód. Znaleziony martwy pod domem Sebastiana Kowalczyka”. „Wszystko nieznane. Rodzaj śmierci niewiadomy. Zwłoki odniesione przez nieznanego człowieka”. „Nieznany lat ok. 10, prawdopodobnie głód. Znaleziony w ogrodzie tego, który go pochował”. „Na drodze publicznej, na roli Wajdów znaleziona martwą”. „W lesie Kaimów znaleziony martwy”. „Maleńka dziewczynka w worku pod kostnicą przez matkę rzucona”. „Nieznana umarła na stopniach plebani po wieczerzy”. „Dyzenteria, rany nóg, a w nich robaki” itd., itd.
Tak umarło w roku 1847 tysiące ludzi na Podhalu. Zgroza przeszła lasami. Zgroza przeszła górami – śladem uciekających w popłochu, głodnych i chorych.
Tragedia odepchnięta przez czas w zapomnienie, przewinie się jeszcze w twórczości Władysława Orkana, W poezji, legendzie – w zadumanych oczach pasterza, kiedy się z nagła we mgły nad Diablim Młynem pod Szumiącą zapatrzy.

Na temat epidemi cholery i cmentarza cholerycznego w Rabce możesz przeczytać:

"Grasujące Powietrze"

"Gdzie samiuteńkie cholerniki lezom zasypane"

Nauczyciele Zespołu Szkół w Rabce-Zdroju im. ks. prof. Józefa Tischnera życzą miłej lektury